poniedziałek, 25 lipca 2011

odczucia nt. 326 km² na których spędzę 5 najbliższych lat upornego JAKOŚ prześlizgiwania się przez sesje egzaminacyjne na wyższej uczelni państwowej

Kraków mnie wessał, przemielił i wypluł. Dwa dni spędzone w tym mieście i czuję się sprana z wszelkiej energii jak kawałek papieru tkwiący zapomniany w kieszeni, który wbrew swojej woli wykąpał się w pralce. Nie chciało mi się po powrocie już nic, nawet się odezwać. Wzrokiem ciskałam gromy więc czepianie się groziło wybuchem...
Okazało się że moja orientacja przestrzenna nie jest taka dobra, jak myślałam.Ale mam na to sposób: zaopatrzyć się w kilka egzemplarzy najtańszego planu miasta i włożyć po jednym do każdej torby której używam. Proste, a jakie pomocne.
To co miało być błogosławieństwem przez najbliższe pięć lat jak się okazuje będzie również upierdliwym wrzodem na dupie. Całe szczęście, że mam już gdzie mieszkać i do września mogę szczęśliwie unikać tego miasta.
Tak bardzo chcę już jechać, że przebieram nogami; spisuję ostatnie rzeczy, bo pomiędzy Bieszczadami a wylotem nie mam za dużo czasu...

Skaczę ponad kałużami z uśmiechem.

1 komentarz:

  1. czułaś się po Krakowie jak ja w Rzeszowie przed Francją. wytrzymać nie mogłam. i nie chcę wracać do rzeczywistości jeszcze. zamknęłam się w domu, bombardowana wiadomościami od ukochanych ludzi, z którymi będę się widywała rzadziej i rzadziej. nie chcę. żyję dalej myślami w Orleanie, Amboise, Blois itd.

    ja zamiast mieszkania będę miała samochód. więc wolności trochę więcej. będę pakowała swoje manatki i jechała sobie sama, np. w Bieszczady. zazdroszczę Ci wyjazdu. sama wróciłabym jeszcze do Francji. najchętniej tak do października nie ruszała się stamtąd.

    OdpowiedzUsuń